Obserwatorzy

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Aktualizacja, znikające GB... czyli o tym jak zestresować kobietę.

Jakiś czas temu, chyba na początku czerwca w dolnym, lewym rogu mojego komputera pojawiła się ikonka windows z informacją, że mogę uzyskać najnowszą wersję systemu.  Ucieszyłam się, a co
  W końcu wiadomo, że oprogramowanie tanie nie jest. Więc uchachana, z wypiekami na twarzy wcisnęłam ENTER i zarezerwowałam cudo, czyli windows 10 . I pamiętałam, że napisano:


"Do pobrania są 3 GB; mogą być naliczane opłaty za transfer przez Internet. W przypadku taryfowego połączenia z Internetem usługodawca pobiera opłaty za dane pobrane na komputer i wysłane z niego. Plik Windows 10 jest duży: około 3 GB. Zanim rozpoczniesz pobieranie przez taryfowe połączenie z Internetem, upewnij się: (1) Ile danych możesz jeszcze pobrać i zastanów się, czy pobranie systemu Windows 10 nie spowoduje naliczenia dodatkowych opłat. (2) Że masz wystarczająco dużo czasu na pobranie tych danych. W przypadku szerokopasmowego połączenia z Internetem pobieranie powinno trwać około godziny, najwyżej dwie. Jednak czas pobierania może się różnić w zależności od szybkości łącza i innych czynników."

I fajnie ... Pamięć mam dobrą, a że krótką to to już inna bajka. I tu się zaczęło wielkie stresowanie

Zasiadam sobie w środę 29 lipca z kubkiem herbaty (muszę ograniczyć, bo nadużywam) do komputera. Odpalam, czekam chwilę aż się wszystko włączy, łącze się z internetem i zaczynam "wędrówkę".
Jak zawsze najpierw strona http://www.humanitarni.pl/ - załatwione to idę do https://www.karmimypsiaki.pl/. Nagle bach! i nastała ciemność na ekranie, a właściwie to granatowa głębia z masą dziwnych, jak dla mnie znaków i do widzenia, system się zamknął.

Ciśnienie do góry, żołądek robi fikołki, serce chce wyjść.... Bo co ja teraz zrobię?  i drugie pytanie co ja zrobiłam?!  No nic, tylko spokój nas może uratować.
Za moment wyskakuje informacja, że coś tam się zamknęło nieprawidłowo i jakieś tam bla, bla, ble, ble co mi nic nie mówi, po czym system się uruchomił.
Spuściłam powietrze i z powrotem łączę się z netem. Luzik - guzik
Do momentu kiedy mój licznik internetowy nie dostał turbodoładowania i z szaleńczym "apetytem" w przeciągu godziny mojej znikomej aktywności nie pożarł 3 GB! A gdzie tam nowy limit, gdzie tam 17 sierpnia? I zasadnicze pytanie: na co to ze żarł?
I tutaj uaktywnia się moja dobra, ale krótka pamięć. Na pobranie "cuda" ze żarł. Odkryłam to oczywiście z opóźnieniem (a jak by inaczej?) w sobotę. Kamień z serca spadł, że zagdaka rozwiązana. Teraz jestem na etapie miliona, jeśli nie więcej, wątpliwości co to będzie jak przejdę na nowy system?
Morał taki, że powinnam przejść na kajecik, pióro albo jeszcze lepiej piórko, bo wtedy miałabym swoją NIRWANĘ!!! i życie bez problemu - przynajmniej tego typu  ;)




poniedziałek, 6 lipca 2015

No to pojechałam...


Tak dawno nie zaglądałam, że pajęczyna zalęgła się w zakątku pamięci, gdzie hasło było. Na szczęście stary, poczciwy kalendarz jest pod ręką ☺
Obiecałam pisać częściej i nic mi z tego nie wyszło. Muszę dopisać sobie do listy zadań pisanie postów (z dopiskiem na czerwono REGULARNIE!!!). Chyba będę sobie robić w niedziele podsumowanie tygodnia.
 
 
W telegraficzny skrócie powiem, że Balbinka 2 maja oficjalnie skończyła 14 lat, a 24 czerwca była druga rocznica z cukrzycą - z tej okazji poszła do weterynarza... Wiem, wyrodna matka jestem ;)

Kolejny raz przegrałam bitwę i idę na wojnę ...



Czasami chciałabym być Balbinką ♥
 
 


piątek, 3 kwietnia 2015

Obiecanki - cacanki ... i śniegowe pisanki ;)

Codziennie sobie obiecuję, że wejdę i coś napiszę... I na obietnicach się kończy
Zawsze, a w okresie przedświątecznym już szczególnie, coś wypada i zabiera czas. Albo ja nie czuję się na siłach żeby coś pisać. Zdążyłam "złapać" anginę (zamiast zająca) i ją "wypuścić". Po raz pierwszy uprzedziłam chorobę i zapisałam się wcześniej do lekarza.
Pogoda za oknem nie nastraja do wykonywania jakichkolwiek czynności z działu: fizyczne - przynajmniej w moich przypadku. Ostatnio za oknem szalała zima, jesień i wiosna. Świąt nie czuć wcale...chyba, że Bożonarodzeniowe.  Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad ozdobieniem choinki pisankami ;)
Dobra, koniec marudzenia czas na życzenia dla wszystkich, którzy tu zaglądają i czytają moje bajdurzenia ^^


Kochani!!! 
 
Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych
składam Wam najserdeczniejsze życzenia:
 dużo zdrowia, radości, smacznego jajka,
 mokrego dyngusa, mnóstwo wiosennego
 słońca oraz samych sukcesów.
Żeby Wielkanoc w tym roku,
 przyszła z sukcesem u boku.
 Aby żyło się Wam zdrowo,
 prywatnie i zawodowo.
 Wielu, wielu chwil radosnych
 i cudownej, ciepłej wiosny (oby jak najprędzej!)
 
Photo by Anne Geddes
 
Zdjęcie ze strony  http://ri.pinger.pl/pgr119/75e331c7000800a3515815a4/Wielkanoc_2013.jpg
 
 

poniedziałek, 16 marca 2015

Wisona, wiosna... a mi blog chwasty zarosły.

Nie miałam ostatnio chęci, czasu i pomysłu żeby COKOLWIEK napisać. Przez pewien moment, krótki !, odechciało mi się nawet kręcić serial - tasiemiec - pt. "moja egzystencja" ...
Tak, takie rzeczy potrafią wpaść do głowy nawet temu niepoprawnemu optymiście. Powiedziałabym, że skrajnemu, hardocorowemu optymiście... Skąd się on u mnie bierze?! Cholera wie. W każdym razie moje źródło pozytywności przyschło ostatnio, wypaliła mi się jakaś żaróweczka, padł akumulatorek, przepalił kabelek - zwał jak zwał - poczułam się ZMĘCZONA.
To co robiłam z chęcią - obrzydło mi strasznie. Przygniotło, przestało sprawiać przyjemność, a zaczęło przyprawiać o ból głowy.
W tej chwili odpoczywam od tego.
Do tego wszystkiego dochodzi moja kondycja fizyczna, a raczej jej brak. Każdy dzień zaczynam z bólem i z bólem go kończę...
Poranny wynika z "przespanej" nocy, wieczorny z "aktywnego" dnia.
Codziennie jestem twarda, bo chyba muszę? Nawet jak mi się zbiera na płacz to nic z tego nie wychodzi. Wszystko zostaje w środku, głęboko... Rośnie sobie, a pytanie brzmi: KIEDY WYROŚNIE? Na szczęście moja psychika ma większe "mięśnie" i rzadko ma "zakwasy". Czego nie można powiedzieć o mojej sile fizycznej. Podobno jak cierpi dusza to cierpi ciało. Często dolegliwości natury fizycznej wynikają z problemów z natury psychicznej. U mnie to działa  na odwrót. A najgorsza jest walka z wiatrakami: ja spinam pośladki, staram się, a efekty marne albo ich nie ma...
Jako, że wiosna puka już do drzwi postanowiłam zadbać o swoją domową dżungle mimo wszystko i wszystkiemu. W myśl chińskiego przysłowia, które mówi "chcesz być szczęśliwy jeden dzień - upij się, chcesz być szczęśliwy tydzień - ożeń się, chcesz być szczęśliwy całe życie - zostań ogrodnikiem."
Dziś dosadziłam też iglaki na grób - sztuk 3. Jakis cham nieskrobany krótko przed Bożym Narodzeniem wykopał nam ze strony Taty małą tujkę

Wcześniej dziki przeprowadziły desnat ryjkowo - raciczkowy, ale szkody były minimalne (iglaki przeżyły). Kolejny raz się okazało, że największą świnią jest CZŁOWIEK!!! Ogólnie to pechowy grób nam się zrobił. Nawet przywiędłę żonkile potrafią zwędzić...
Tak więc mam z powrotem: 2 tujki i 4 jałowce :D oraz gorącą prośbę to Stwórcy żeby mi ich nikt NIETYKAŁ, BO ZATŁUKĘ!!! A w najlepszym razie zejdę przedwcześnie z ziemskiego padołu i Stwórca będzie się z mną męczył.
I na koniec anegdotka, bo przecież źródło pozytwności się napełni, żaróweczkę się nową wkręci, akumulatorek naładuje, a kabelek wymieni i bak z optymizmem będzie pełny!
Tydzień temu wraz z mamą poszłyśmy zrobić rekonesnas cmentarny ;)  I tak idziemy, idziemy. Mijamy wystawę zakłądu pogrzebowego. Przystanęłyśmy koło "wystawy" z uranami. I tak sobie podziwiamy, ochamy i achamy. W końcu pytam mamę "Co my właściwie robimy?", a ta odpowiada, że "Jka to co? Plany na przyszłość!"
I tym pozytywnym akcentem kończę

O czym myśli Balbinka?



wtorek, 17 lutego 2015

Światowy Dzień Kota

Ten szczególny dzień ma podkreślić jakie znaczenie ma kot w życiu człowieka, ma zwrócić uwagę na niesienie pomocy wolnym duchom, które z różnych powodów są bezdomne oraz tym, które miały kiedyś dom, ale go straciły, a także ma nas uwrażliwić koci los - często bardzo trudny.
Z tej okazji wstawię swój ulubiony tekst o kotach pochodzący z książki pt. "Z pamiętnika kota" autorstwa węgierskiego pisarza Gyorgy Balint :

"Nieprawda, że nie lubię domowników. Ja także potrafię kochać jak każde inne żywe stworzenie, ale nie bezkrytycznie. Kocham tylko tego, kto na to zasługuje. Uczuć swoich nie wyrażam w sposób głośny i teatralny. Kto nie rozumie cichego mruczenia, ten nie jest godny, by inteligentne, rozumne i obdarzone dobrym smakiem zwierzęta przywiązywały się do niego. Kto nie potrafi w milczeniu siedzieć długo w jednym miejscu, ten nie jest wart mojego towarzystwa. Kto zawsze potrzebuje brawurowych pokazów, kto nie zadowala się prostym pięknem naturalnych ruchów, ten nigdy nie może zdobyć sympatii kota. Kto żąda ciągle czegoś nowego, kto ugania się za zmiennością, za emocją, kto nie lubi spokoju, równowagi, stałości, komu wydaje się, że prawo egzystencji trzeba zawsze udokumentować czynami, kto nie widzi piękna w zadumie, ten nigdy nie będzie miał wiernego kota. Kto goni za pozornymi radościami życia do tego kot odwróci się plecami. Człowiek, którego kochają koty, nie może być człowiekiem bezwartościowym."

niedziela, 1 lutego 2015

"Odyseja kota imieneim Homer" Gwen Cooper

"Odyseja..." to książka, która wypożyczyła sobie mnie. Po prostu wyskoczyła na mnie z regału w bibliotece, a ponieważ lubię książki o wrażeniach drugiego człowieka mającego kudłatego przyjaciela, więc na "wypożyczenie" się zgodziłam.



Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tego kociaka, był maciupeńkim kłębkiem puchu w wyciągniętych dłoniach młodej kobiety. Nie różnił się niczym od innych kociąt, to jest, dopóki nie podniósł łebka i nie zamiauczał – doprawdy imponująco, jak na kilkucentymetrowe (od czubka głowy do końca ogonka) stworzonko.
Chociaż taki malutki, obracał się w kierunku mojego głosu. Właśnie wtedy zobaczyłam jego oczy. Dwutygodniowy podrzutek wyraźnie cierpiał z powodu poważnej infekcji, która z pewnością odebrałaby mu wzrok, jeśli nie życie.” *...
Tak zaczyna się książka opisująca nam 12 lat życia autorki z trzema fantastycznymi kotami: Scarlett, Waszti i Homerem, który w wyniku infekcji stracił wzrok (konieczne było usunięcie gałek ocznych).
Jak to w życiu bywa Homer poprzez swoją niepełnosprawność przez większość już na początku swojego życia został spisany na straty. Jednak znalazła się osoba o wielkim sercu, które Homer podbił swoją wolą życia i walki. W krótce okazało się, ze Homer potrafi skraść serce każdego kogo spotka na swej drodze.
Adopcja tego małego, czarnego twardziela przez Gwen, która znajdowała się na życiowym zakręcie (brak pracy i własnego mieszkania), wiązała się z mnóstwem dylematów i obaw. Ale kto by ich nie miał biorąc pod swe opiekuńcze skrzydła (po lekturze można spokojnie zapytać: kto się kim opiekował ^^) kota? Tyma bardziej niewidomego?
Ku zaskoczeniu Gwen okazało się, że Homer tu duży chłopak, który niczego się nie boi i jest bardzo samodzielny, a to co w jej oczach mogło stanowić dla Homera przeszkodę, dla niego było ciekawym przeżyciem, kolejnym krokiem w kocim życiu ...
"Raz na dziewięć kocich żywotów zdarza się coś niezwykłego... Prawdziwa historia ślepego kota o imieniu Homer i kobiety, którą nauczył miłości."**  to opowieść napisana sercem, która wzruszy każdego kto ma/miał szczęście spotkać w swoim życiu kota. Napisana lekko, żywiołowo, bez zbędnych ozdobników pokaże nam ile w życie dorosłej kobiety może wnieść zwykły - niezwykły kot.
Homer stał się dla Gwen  "motorem napędowym" do działania. Jego pojawienie się zmotywowało ją do podniesienia sobie poprzeczki na gruncie zawodowym, silny charakter małego przyjaciela nauczył ją, że wszystko jest możliwe. Obudził w niej dodatkowe pokłady odpowiedzialności, śmiałości, odwagi, miłości, cierpliwości oraz samodzielności. A czytelnikowi udowodnił, że "nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem" ***
 
Homer , zdjęcie pochodzi ze strony http://www.mnn.com/family/pets/stories/homer-the-blind-cat-who-inspired-a-bestseller-has-died
Homer odszedł za Tęczowy Most 21 sierpnia 2013 roku w wieku 16 lat [*]
 
*,** - Gwen Cooper "Odyseja kota imieniem Homer", wyd. Prószyński i s-ka
*** - Leonardo Da Vinci
 
 

niedziela, 11 stycznia 2015

Napisać, ale co?!

No właśnie ... W głowie myśli jak pszczół w ulu tylko jak je przelać na "papier"? Dopadło mnie coś w rodzaju tumiwisizmu, lekkiego, ale zawsze ;). Jak zaczęłam chorować w październiku zeszłego roku (OMG!) tak do tej pory coś mi "nie gra" i "potrzebuję wczoraj [...] takie dziwne coś" cytując T.Love  - problem w tym, że sama nie wiem co to jest to COŚ

Przydałoby mi się trafić 6 w lotto, zapakować walizkę i Balbinkę :D po czym ruszczyć na bezludną wyspę, wyłączyć mózg i leżeć pod palmą z drinkiem z palemką.... Nic konstruktywnego nie napiszę, bo mój mózg nie jest zdolny do tworzenia "mądrych, ładnych i składnych" zdań.
Może jakieś pogodowe przesilenie mnie trapi? Nie piszę, że zimowe na przykład, bo pogoda coś mało sprecyzowana. Raz trochę zimy, potem jesień, za moment wiosną powiewa... A mi brakuje takiej prawdziwej zimy ze śniegiem (chociaż poruszam się wtedy jak wiekowa dama ;P), z lekkim mrozem, słońcem, bo wtedy się pokazuje, z bałwanem i bęckami co się zdarzyć mogą (pal licho, że duma ucierpi)... I się rozmarzyłam!


 Ja cierpię na lekki tumiwisizm, a mój słodki, niebezpieczny stan rozpieszczenia (czyt. Balbinka) zachowuję się jak mały kot, taki pół roczny góra :D
Patrząc na nią człowiek bezwiednie szczerzy zęby i podejrzewam, że wygląda przy tym jak głupek
Nie będę ukrywać, że jestem "szurnięta" na punkcie kota - swojego, cudzego...KAŻDEGO !
Pocieszam się, że nie jestem sama w rzeczonym szaleństwie ;)
Dobra, wyplułam coś nie coś o "pietruszce" żeby inaczej nie powiedzieć z zakamarków swego mózgu, a teraz zmykam do lektury książki pt. "MAG".
Jak się trochę ogarnę, zepnę pośladki to przedstawię swoje wrażenia po przeczytaniu książki Gwen Cooper "Odyseja kota imieniem Homer" ☺
Na koniec wstawiam zdjęcie Balbinki, która naprawdę wzięła sobie do serca, że jest "słodzikiem" (dla przypomnienia: ma cukrzycę).
A miała być szarlotka ...