Obserwatorzy

poniedziałek, 16 marca 2015

Wisona, wiosna... a mi blog chwasty zarosły.

Nie miałam ostatnio chęci, czasu i pomysłu żeby COKOLWIEK napisać. Przez pewien moment, krótki !, odechciało mi się nawet kręcić serial - tasiemiec - pt. "moja egzystencja" ...
Tak, takie rzeczy potrafią wpaść do głowy nawet temu niepoprawnemu optymiście. Powiedziałabym, że skrajnemu, hardocorowemu optymiście... Skąd się on u mnie bierze?! Cholera wie. W każdym razie moje źródło pozytywności przyschło ostatnio, wypaliła mi się jakaś żaróweczka, padł akumulatorek, przepalił kabelek - zwał jak zwał - poczułam się ZMĘCZONA.
To co robiłam z chęcią - obrzydło mi strasznie. Przygniotło, przestało sprawiać przyjemność, a zaczęło przyprawiać o ból głowy.
W tej chwili odpoczywam od tego.
Do tego wszystkiego dochodzi moja kondycja fizyczna, a raczej jej brak. Każdy dzień zaczynam z bólem i z bólem go kończę...
Poranny wynika z "przespanej" nocy, wieczorny z "aktywnego" dnia.
Codziennie jestem twarda, bo chyba muszę? Nawet jak mi się zbiera na płacz to nic z tego nie wychodzi. Wszystko zostaje w środku, głęboko... Rośnie sobie, a pytanie brzmi: KIEDY WYROŚNIE? Na szczęście moja psychika ma większe "mięśnie" i rzadko ma "zakwasy". Czego nie można powiedzieć o mojej sile fizycznej. Podobno jak cierpi dusza to cierpi ciało. Często dolegliwości natury fizycznej wynikają z problemów z natury psychicznej. U mnie to działa  na odwrót. A najgorsza jest walka z wiatrakami: ja spinam pośladki, staram się, a efekty marne albo ich nie ma...
Jako, że wiosna puka już do drzwi postanowiłam zadbać o swoją domową dżungle mimo wszystko i wszystkiemu. W myśl chińskiego przysłowia, które mówi "chcesz być szczęśliwy jeden dzień - upij się, chcesz być szczęśliwy tydzień - ożeń się, chcesz być szczęśliwy całe życie - zostań ogrodnikiem."
Dziś dosadziłam też iglaki na grób - sztuk 3. Jakis cham nieskrobany krótko przed Bożym Narodzeniem wykopał nam ze strony Taty małą tujkę

Wcześniej dziki przeprowadziły desnat ryjkowo - raciczkowy, ale szkody były minimalne (iglaki przeżyły). Kolejny raz się okazało, że największą świnią jest CZŁOWIEK!!! Ogólnie to pechowy grób nam się zrobił. Nawet przywiędłę żonkile potrafią zwędzić...
Tak więc mam z powrotem: 2 tujki i 4 jałowce :D oraz gorącą prośbę to Stwórcy żeby mi ich nikt NIETYKAŁ, BO ZATŁUKĘ!!! A w najlepszym razie zejdę przedwcześnie z ziemskiego padołu i Stwórca będzie się z mną męczył.
I na koniec anegdotka, bo przecież źródło pozytwności się napełni, żaróweczkę się nową wkręci, akumulatorek naładuje, a kabelek wymieni i bak z optymizmem będzie pełny!
Tydzień temu wraz z mamą poszłyśmy zrobić rekonesnas cmentarny ;)  I tak idziemy, idziemy. Mijamy wystawę zakłądu pogrzebowego. Przystanęłyśmy koło "wystawy" z uranami. I tak sobie podziwiamy, ochamy i achamy. W końcu pytam mamę "Co my właściwie robimy?", a ta odpowiada, że "Jka to co? Plany na przyszłość!"
I tym pozytywnym akcentem kończę

O czym myśli Balbinka?