Obserwatorzy

środa, 26 listopada 2014

Ci, których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość to nieśmiertelność...

Wpadłam dziś w melancholijny nastrój. Przyczynił się do tego pewien artykuł, który wpadł dziś na mnie w sieci oraz jak zawsze kawałek "Wait" duetu M83, który gorąco polecam. Artykuł jest o tym, że zwierzęta czują śmierć (http://www.vege.com.pl/zwierzeta/zwirzeta-czuja-smierc.html) Padło w nim następujące pytanie: "Czy w związku z tym, że przeczuwają śmierć, potrafią przygotować na nią swoich właścicieli?
Nie potrafią. Owszem, informują po swojemu, że się źle czują, że nie są już tak zdrowe jak dawniej, tak młode, ale nie są w stanie przeprowadzić akcji przygotowującej nas na swoją śmierć ani poprosić o eutanazję. Bardzo często problemem jest to, że właściciele na siłę utrzymują swojego zwierzaka przy życiu. Trudno nam znaleźć odpowiedni moment, kiedy należy odpuścić , wiedząc, że zrobiliśmy wszystko, co było do zrobienia, że lepiej już nie będzie i jedyne, co nam pozostaje, to skrócenie cierpienia. Są to jednak bardzo trudne decyzje."

Tak sobie siedziałam i utopiłam się we własnych myślach na ten temat. Nie umiem się zgodzić z pierwszą częścią odpowiedzi, że nie potrafią nas przygotować na swoje odejście. Bardzo często sygnałem dla nas może być fakt, że nasz milusiński, do tej pory stroniący od pieszczot zaczyna się tulić i spędzać z nami każdą chwilę, a pieszczoch zaczyna nas unikać. Ze stwierdzeniem, że informują nas o swoim stanie się zgadzam (chociaż w przypadku kotów nie w 100%, bo to mali twardziele i często pomimo cierpienia nie dają tego po sobie poznać). Po tylu wspólnie spędzonych latach jesteśmy w stanie zauważyć prawie każdą zmianę zachowania czy emocje. Ta część wypowiedzi "właściciele na siłę utrzymują swojego zwierzaka przy życiu" jest bardzo trafna i prawdziwa. Każdy z nas próbuje wszystkiego żeby pomóc przyjacielowi. Niestety często pod wpływem silnych emocji działamy egoistycznie, przestajemy myśleć racjonalnie, emocje biorą górę. Nie bierzemy wtedy pod uwagę co czuje nasz przyjaciel, a on nie może nam otwarcie powiedzieć "Słuchaj, wiem, że mnie kochasz, chcesz mi pomóc i walczysz, ale ja już jestem zmęczony, nie mam siły. Pozwól mi odejść.". Nigdy nie potępiam kogoś (i proszę o to każdego!), gdy podejmuje decyzję o eutanazji. Ta trudna, ale dojrzała, będąca świadectwem jak bardzo kochamy drugą istotę, decyzja to dowód wielkiej miłości, a nie dowód poddania się...
Ja nie musiałam podejmować tej decyzji, bo moja Przyjaciółka odeszła sama. Cichutko, spokojnie, u mojego boku. Na tydzień przed zgaśnięciem jej Płomyczka żegnała się ze mną na swój sposób. Z jej oczu do końca emanowała radość, spojrzenie było pełne miłości i zaufania... Powiedziałam do wtulonej we mnie, głośno mruczącej kuleczki "Jeśli musisz odejść to ja to zrozumiem". Na drugi dzień jej ziemska wędrówka dobiegła końca . Do samego końca byłyśmy razem....

Cytat w temacie jest autorstwa  Emily Dickinson

Photo by anonymous

wtorek, 25 listopada 2014

Dla Maciusia ♥!

Niebiańscy uzdrowiciele, kochamy Maćka z całego serca. Prosimy połączcie się z naszą miłością i ześlijcie ją na Maćka. Najdroższa Aine, prosimy, otocz go swą jasną, srebrzystą energią pokoju i szczęścia. Najdroższy Rafaelu, prosimy otocz go swą szmaragdową energią zdrowia i dobrej kondycji. Najdroższa Dano, prosimy ześlij na organizm Maćka harmonię i naturalną witalność. Najdroższy święty Franciszku, prosimy porozmawiaj z nim i przekaż nam w  jaki sposób możemy przywrócić mu dobre samopoczucie.

Dziękujemy Ci, Aine.. Rafaelu… Dano… święty Franciszku… za Waszą uzdrowicielską pomoc. Dziękujemy za dobre zdrowie naszego małego przyjaciela. Dziękujemy za dobre samopoczucie. Dziękujemy za dodanie nam otuchy. Oddajemy teraz całą sytuację w ręce Wasze i Boga z wielką wiarą i ufnością.

Światełko nadziei dla Maciusia


poniedziałek, 24 listopada 2014

Chcę psa !!!

Zawsze chciałam, aż pewnego dnia oznajmiłam zdumionym rodzicom „Idę po kota….” I poszłam;).
Zbliżała się połowa lipca, pogoda pod psem. 1998 rok, późne popołudnie, mżawka. A w moich ramionach, przytulona do serca mała kuleczka…  Jak się potem okazało ona była tylko moja , a ja tylko jej, do samego końca...
Rozgadany urwis, o dużych zielonych oczach, pięknym białym krawacie, krocząca zawsze z ogonem w górze, lekko przekrzywionym raz  w lewo, raz w prawo, w białych skarpetkach, na miękkich poduszkach…
Taka sobie  kotka dachowa, różnokolorowa , ona dla mnie, a ja dla niej wyjątkowa .  Oficjalnie nazwana Psotką. Po pewnym czasie została naszym kochanym Cycuszkiem ♥♥♥
CYCUSZEK
Nigdy nie żałowałam swojej spontanicznej decyzji o tym żeby u mojego boku dumnie kroczył kot, a nie rzeczony w tytule pies ;) Nauczyła mnie odpowiedzialności, cierpliwości i bezwarunkowej miłości do drugiej istoty. Dostarczyła mi wiele radosnych chwil (o nich będzie jeszcze mowa), masę pięknych wspomnień i przeżyć z mruczącym bambuszkiem w tle :)
Nigdy nie myślałam, że tak bardzo pokocham "zwyczajną" kotkę , a ona pokocha tak bardzo mnie.
 
Wielkimi krokami zbliża się pierwsza rocznica odejścia za Tęczowy Most mojej ukochanej przyjaciółki.
Jak "[...]każda gwiazda lśni najjaśniej niedługo przed zgaśnięciem" tak lśniła i ona...



sobota, 15 listopada 2014

Muffinki bananowe z czekoladą

Małe co nie co na jesienną chandrę, czyli bananowe muffinki z dodatkiem czekolady :)
Banan ... słodki, sycący, a do tego zdrowy i niezastąpiony przy wielu dolegliwościach. Podobnie jak czekolada, której magicznego działania nie trzeba chyba nikomu przedstawiać ;) poprawia nam humor, pamięć i koncentrację, działa kojąco na układ trawienny.
Czekolada ... "jest odpowiedzią, nie ważne jak brzmiało pytanie” ^^ ...
Połączenie obu tych składników to zawsze strzał w 10 !!!
Muffinki są smaczne, aromatyczne i zawsze wychodzą.

ENJOY !



Bananowo - czekoladowe szaleństwo, czyli muffinki.


Składniki:

  •  1,5 szklanki mąki
  • pół łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • pół tabliczki deserowej/gorzkiej czekolady
  • 2 jajka
  • pół szklanki oleju
  • pół szklanki jogurtu naturalnego
  • pół szklanki cukru (można dać mniej)
  • cukier waniliowy
  • 3 rozgniecione, dojrzałe banany
Czekoladę połamać na małe kawałki - ja kroję nożem ;). W misce mieszamy mąkę, sodę i proszek do pieczenia, na koniec dodajemy czekoladę. Do drugiej miski dajemy jajka, olej, jogurt, cukier i cukier waniliowy. Mieszamy.
Mokre składniki wlewamy do suchych i delikatnie mieszamy. Na koniec łączymy z rozgniecionymi widelcem bananami. Mieszankę nakładamy do wysokości 2/3 foremek. Pieczemy 20 -25 minut w temperaturze 175 stopni. Z podanej ilości wychodzi średnio 12 sztuk - zależy od wielkości foremek.
 


czwartek, 13 listopada 2014

No to zaczynamy ....


I będę teraz jak Barbara Patrycka z „Wojny żeńsko – męskiej” … Nie wiem, co mam napisać, nie wiem, co mam napisać, nie wiem, co ….
A tak poważnie to witam serdecznie na moim blogu, który powstał dzięki motywacji pewnej cudownej, twórczej osóbki – Amisza  dziękuje Ci bardzo!!!
Wiesz, że jesteś matką chrzestną?






Słodko – Gorzki  Życia Smak będzie poświęcony (pewnie w większej części) cukrzycy. A mam o czym pisać, bo w moim domu przebiega „cukrzycowa żyła wodna” ! Choruję ja – staż 19 lat, cukrzyca typu 1 z licznymi atrakcjami, mama – staż 2 lata, cukrzyca typu 2, oraz od roku nasza kotka Balbinka.


Pierwsze koty za płoty … post umieszczony!

PS. Zapomniałam dodać, że blog w ogromnej części ^^ będzie poświęcony moim wspaniałym zwierzakom ....